Rasa miesiąca – Jack Russell Terrier
Wielu autorów utrzymuje, że teriery pastora Russella były niczym innym, jak starego typu foksterierami. John Russell był jednym z członków założycieli brytyjskiego Kennel Clubu, należał do współautorów wzorca i do grona sędziów foksterierów. Sam, o dziwo, nie rejestrował swoich psów w Kennel Clubie i nikt nie widział go jako wystawcy. Niektórzy autorzy jednak wspominają, że pastor Russell raz w życiu wystawił psa. Otrzymał trzecią lokatę. To go zupełnie zniechęciło. Powód był prosty, na ringach brylowały wówczas eleganckie, modne foksteriery krótkowłose. To był ich złoty wiek. Szorstkowłose traktowano jako odmianę roboczą. Na wystawach pojawiła się w późniejszych latach. Tom Horner, wielki autorytet, znawca terierów, autor licznych publikacji o nich, twierdził, że Parson Jack Russell Terriery to foksteriery, które tylko trochę „zapaprano”. Pochodzą bowiem od tych samych przodków.
Tekst: Elżbieta Chwalibóg – międzynarodowy sędzia kynologiczny, allrounder
Norowce pastora Russella
Pastor prowadził własne, skrupulatne księgi hodowlane. Działał jak hodowca szarej strefy. Kto by się tych zapisów dziś doszukał? Tymczasem nabywcy jego psów często rejestrowali je oficjalnie w Kennel Clubie do księgi foksterierów. Wygrywali na wystawach. Jako reproduktorów używał Russell słynnego Old Jocka i Tartara – założycieli linii hodowlanych foksterierów krótkowłosych. Ani mu w głowie było upiększanie swoich polujących terierów. Jeśli krył foksterierami, to takimi, które wsławiły się wybitną użytkowością.
Od roku 1818, kiedy to jako student teologii na Oksfordzie kupił od pewnego mleczarza sukę Trump, do lat 80. XIX w., gdy przestał hodować psy, minęła epoka. Wypiękniały foksteriery, a psy pastora stanowiły ustalony, roboczy typ. Były całe białe, tylko głowy miały kolorowe i malutką plamkę u nasady ogona. Sierść przypominała strukturą tą, którą spotykamy u szczeniaka foksteriera szorstkowłosego. Kończyny ich były dość długie. Ówcześni hodowcy sądzili, że dobrym norowcem może być tylko terier o krzywych nóżkach, ale pastor miał swoje zdanie. Uważał, że pies o dłuższych, prostych kończynach jest lepszy, gdyż w razie czego z powodzeniem pogoni za szybkim lisem i nie zostanie w tyle za jeźdźcami i foxhoundami.
Ważną cechą norowca jest jego skłonność do oszczekiwania lisa. Tak, by myśliwi byli zawiadamiani, gdzie jest zwierzyna i ścigający ją pies. Z psa milczka niewielki jest pożytek na polowaniu. Wpadnie taki do nory i nie odzywa się. Taki terier milczek mógłby popsuć cały gon za lisem. Dobry terier, pracując w norze, szczeka głośno, donośnie i regularnie, i to tak, że właściciel po tonie jego głosu domyśla się, jak sobie radzi. Dlatego dzisiejszy posiadacz Jacka musi mu wybaczyć poszczekiwanie, bo pies ma we krwi cechy swoich przodków.
Norowce pastora dziś są już tylko legendą, a szczęśliwcy i wybrani mogą zobaczyć jego portret i towarzyszącej mu Trump w kolekcji królewskiej. Znaleźć go można w komnacie, gdzie eksponowana jest kolekcja siodeł i rzędów końskich na zamku Sandringham.
„Psy duchownego”
Po śmierci pastora jego psy tradycyjnie już nazywano Working Terrier, dopiero w latach 30. XX w. przyjęła się nazwa Parson Jack Russell Terrier. Parson to znaczy pastor, duchowny, Jack to zdrobnienie od imienia John. Nowi hodowcy mnożyli je, każdy według swojego uznania. Część psów miała krótkie, część długie nogi. Mieszano je na różne sposoby i krzyżowano z tym, co się nawinie. Byleby miały pasję myśliwską, nieustraszony charakter i dominującą białą maść.
Dobry norowiec miał wejść do kryjówki zwierzyny, lisa lub borsuka, i je wypędzić lub, mocno chwyciwszy, wyciągnąć na powierzchnię. Aby swobodnie penetrować nory, przekręcać się w nich, nie mógł być wiele większy od lisa. Praca w norze należy do wyjątkowo trudnych. Zagrożeniem obok walczącego o życie przeciwnika jest osypująca się ziemia. Wiele terierów pozostało w norach na zawsze.
Mały terier był szanowany, wyruszał na polowanie w torbie myśliwskiej lub na łęku siodła. Tego dzielnego psiaka „master” wpuszczał do nory lub kryjówki za lisem, gdy ten schował się przed sforą rosłych psów gończych, które wówczas stawały bezradne. Bez małego norowca ani rusz.
Preferencje myśliwych
Myśliwi preferowali norowce o krótkiej bądź drutowatej sierści. Do takiej nie przylegają wilgotna ziemia czy glina. Trzymanie się białego umaszczenia miało też swoje uzasadnienie. Wydostający się z nory ubrudzony pies mógł zostać pomylony z lisem i właściciel po oddaniu strzału orientował się, że zabił swojego ulubieńca. Takie psiaki były bezcenne nie tylko podczas polowania, lecz także przed planowaną wyprawą na drapieżniki. Ich zadaniem było w przeddzień zbiorowych łowów przeszukanie nor, by ustalić, czy są zamieszkałe.
Duże znaczenie przywiązywali hodowcy psów norujących do kształtu ich uszu. Stojące były niepożądane, wnętrze oklapniętych, załamanych uszu nie jest zasypywane przez osuwającą się podczas kopania ziemię. To zdanie jest powszechnie umieszczane w opracowaniach rasy. Znajdziemy je także we wzorcu Russella. Czy damy temu wiarę, skoro mieszkańcy nor, lis i borsuk, mają niewielkie, sterczące uszka? Ciekawe jest, że lisy z borsukami często w zgodzie dzielą wspólne korytarze nor.
Łowiecki dress code
Wśród brytyjskich myśliwych istniał pewien mający długą historię kodeks. Dotyczył on strojów i kolejności postępowania podczas łowów. Do każdego rodzaju polowania i odmiany zwierzyny należało założyć inny kolor żakietu. Duże znaczenie przywiązywano także do oprawy muzycznej, sygnałów na trąbkach. Oprawa muzyczna potęgowała nastrój. Była to niedzielna rozrywka ludzi dobrze urodzonych, jakby spektakl, podczas którego zabicie drapieżnika nie było konieczne. Takie gonienie króliczka. Do dzisiaj w niektórych krajach odbywają się podobne konne polowania „par force”. Na przykład borsuk jest od dawna w Wielkiej Brytanii zwierzyną chronioną. Po jego osaczeniu należy puścić go wolno.
Psy „stajenne”
Szczególną estymą darzyli i darzą Jacki właściciele koni. W stajniach odgrywały rolę niezrównanych tępicieli gryzoni. Tam, gdzie codziennie sypie się owies, gryzoni nie może brakować. Siedzą sobie małe psiaki, gdzie najbezpieczniej, pod żłobem, i czatują. Przynajmniej z moimi psiakami, foksterierami, tak było. Niestraszne im końskie kopyta. Obszczekiwane, a nieraz uszczypnięte za nogę konie nie krzywdzą małych współtowarzyszy. Są one dla nich rozrywką, kiedy ogarnia je nuda stajenna. Dawniej w tym celu w stajniach trzymano kozła, bo to ruchliwe stworzenie pozwalało koniom zapomnieć o próżniaczych rozrywkach.
Wystawy? A po co?
Ludzi, także w polskich stadninach, gdzie stały rasowe konie do sportu czy hodowli, stać było na to, by sprawić sobie rodowodowego psa. Ale wśród nich pewien snobizm powodował, że nie dbano o papiery małych terierów. Jedni drugim dawali szczeniaki za darmo, w prezencie. Po co dokumenty, po co wystawy? Nasze psy trzymane są od pokoleń, są nie do zastąpienia, a sport kynologiczny to rozrywka dla innych.
Tak więc teriery Russella miały zapewnione miejsce pod dachem wielu rodzin. Nielicznych właścicieli interesował ich wygląd, a jeszcze mniej było tych, którzy chcieli …
Pełną treść artykułu znajdziesz w numerze Pies Rasowy 32/2020!