Mastif tybetański legendarny król gór
Mastif tybetański (Do Khyi) to prastara rasa psów pilnujących stad w Himalajach i stróżujących w domostwach i klasztorach.
Uważano ją za praprzodka ras dogowatych, różnorodnie wyglądających dużych psów gospodarskich i obrończych. Jest to jedna z teorii, ale czy należy jej dać wiarę? Z tą tezą polemizują dzisiejsi badacze. Uważają, że w odległych regionach Europy i Azji powstawały niezależnie od siebie odmiany psów o podobnych rozmiarach i wyglądzie.
Autor Elżbieta Chwalibóg międzynarodowy sędzia kynologiczny
Od Arystotelesa po słynne dzieło Marco Polo, który podróżował po Azji w roku 1271 opisy rasy podkreślają jej imponujący wygląd, siłę fizyczną i mocny charakter. Nawet szczekanie tybetańskich mastifów było swoiste: groźne, melodyjne, niosące się bardzo daleko. Uznawano je za wysoko cenioną cechę. Dawniejsi europejscy kynolodzy, jak Martin, Youatt, Megnin, Beckmann, Siber, Strobel i Bylandt starali się zebrać jak najwięcej informacji o psach, które zafascynowały ich pochodzeniem i znaczeniem w kulturze Tybetu.
Jednym z pierwszych mastifów tybetańskich, jaki przybył do Europy był pies przysłany w darze dla królowej Wiktorii przez Lorda Hardinga w 1847 roku. W latach osiemdziesiątych XIX wieku książę Walii, późniejszy król Edward VII, przywiózł do Anglii kolejne dwa psy. Pierwszy miot mastifów tybetańskich urodził się w 1898 roku w ZOO w Berlinie.
Tajemnicza rasa psów z dalekiego Tybetu pozostawała przez wieki w całkowitej izolacji od świata, oddzielona łańcuchami najwyższego pasma gór, Himalajów. O odległej krainie krążyło wiele legend, a tylko nielicznym Europejczykom udało się odwiedzić te strony. Udokumentowane informacje o mastifach tybetańskich posiadamy dopiero od około 100 lat. Jak zaznaczyłam, opisywano je już znacznie wcześniej, ale trudno dziś oddzielić legendę od prawdy.
W Tybecie rodzima nazwa ich psa (Do Khyi) oznacza „trzymanego na uwięzi”. W nocy puszczany wolno, by pilnować dobytku i stad. W dzień, jeśli pozostawał w wiosce, ze względu na swą agresję wobec obcych miał być wiązany u wejścia do namiotu. Na starych zdjęciach widać, jak solidne i duże były kołki, do których przywiązywany był pies i jak grube łańcuchy. Właściciel, mając taką ochronę, był spokojny o swój dobytek. Psy strzegły też pasących się jaków, kóz i owiec. Podobno wystarczał jeden dobry stróż na stado stu jaków.
Z sierści jaków Tybetańczycy robili swym psom plecione, zabarwione na krwistoczerwono obroże. Zakładano je niby wieniec laurowy. Większość psów była czarno podpalana, a taka obroża nie tylko je zdobiła, ale także pozwalała z dala zauważyć. Tybetańczycy lubią agresywne barwy. Szary skalisty krajobraz rozświetlają ich stroje, a wyraziste kolory domostw i świątyń rozweselają. Mnich u wrót klasztoru, ubrany na czerwono, trzymający swojego psa za taką obrożę, bardzo efektownie prezentuje się na fotografiach. Mnisi tybetańscy nie byli zwykle imponującej postury i towarzyszący im pies wydawał się jeszcze większy. Wśród mastifów samce wyróżniają się szczególną urodą i wyglądają po królewsku. Wrażenie potęguje obfita kryza …
Pełną treść artykułu znajdziesz w numerze Pies Rasowy 7/2016!